Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

we wszystkiém. Ale jak tu nie było ulegać? Sama wdzięczność i strach nakazywali.
— Tu pani Michałowa? spytał żyd nie śmiało wpuszczając głowę, bo słyszał już krzyki z daleka.
— A po co tu? a po co?
— Pani Michałowa, matka panny Karoliny?
— A co ty od niéj chcesz?
— Jnteress,
— Jaki u kroćset możesz miéć do niéj interes gałganie? spytała przekupka, stojąc z miotłą naprzeciw żyda — Może ty łajdaku jeden, zaglądasz tu już na moją Elżusię — ale ja ci —
— Ale ja do pani Michałowéj —
Wyszła wdowa —
— A co kochanku?
— To do jéjmości ten żyd obdartus jakiś?
— To do mnie dobrodziéjko.
— A co ón od wasani chce? to jakiś łaj-