Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ku niéj z wyzwaniem do zalotów? Jak jéj smutno, duszno, grubowo-cicho, zdało się w tych izdebkach na górze, gdzie pół dnia sama jedna, zupełnie sama płacząc ze strachu i nudy siedziała?
Takie to było tedy położenie wzajemne dwójga istot, wcale niestworzonych dla siebie, które dzieliły obowiązki, które rozgraniczały ogromne przestrzenie, a które na dziwny przekór zeszły się i podały sobie ręce na chwilę.
Co z tąd wyniknąć miało? nie trudno zapewne zgadnąć — ale poczekajcie trochę — już nie daleko do końca.
Stanisław, który wiecznie czuł próżnię w życiu i najdziwniéjszymi sposoby starał się ją bezskutecznie zapełnić, co kochał dla tego Julją, potém Natalją, potém Matyldę, co dla tego jeszcze uwiódł Karusię — postrzegł się znowu jak wprzódy nieszczęśliwym, jak wprzód łaknącym miłości, nie wiedząc już jakiéj miał szukać, na uspokojenie prawdzi-