Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/034

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

największą pewność. Tak być musi! Każdy się trochę złym czuje, każdy chce być uniewinnionym z swoich głupstw, cudzémi głupstwy. Biédne uniewinnienie, dowodzące tylko nędzy naszéj.
Kapitan na opowiadanie Szatana, zrobił wielkie — a — a — a!! I porwał się, bo go ta nowina upiekła jak gorące żelazo, potrzebował się nią dzielić. Nie dojadł obiadu, niedopił wina i pobiegł, ją roznosić od drzwi, do drzwi. A że po obiedzie, zawsze się trochę poetycznie widzą rzeczy, kapitan dodał coś swojego, objaśnił text, glossą arcyciekawą, i najniewinniéj w świecie zgubił na reputacij kobiétę. Nie wiém jakim trafem, los go zaniósł, czy rozmysł, naprzód do pani Zenejdy, która z uroczystą powagą, przyjęła wieść pełną znaczenia.
— Kapitanie, odrzekła, źle tając swoją radość, pod pozorem surowości — nowina to i smutna i może fałszywa, a wielce wa-