Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sze panie, ciekawe jak Ewy córki, a wybiérają się krytykować zajadle, przysięgnę. Każda z nich, chce być piérwszą, a im więcéj im współzawodniczek przybywa, tém trudniéj.
Każda z nich w duchu myśli — Czy téż lepiéj pisze odemnie? i po to tylko idzie słuchać, aby nazajutrz powiedziéć — Co to za wiérsze! co za proza! Mój Boże — a i to ludzie chwalą, i to się komuś podoba. Ale ja gotuję niespodzianą dekonfiturę paniom. W jutrzejszym felietonie dziennika (wiész że mam felieton na wzór francuzów i sam go redaguję, jestem Janinem z musu) — w jutrzejszym felietonie tedy, będzie sprawozdanie z dzisiéjszego wieczora, wyniosę pod nieba nowego poetę — Oto się będą złościć!
— Ależ godzi się to pisać o wieczorze, o rzeczach nie wydanych, o prywatnym —
— Ale godzi, ale godzi — wiész że gdy u pana Recamier, czytał Chateaubriand.
— Porównanie wspaniałe.
— Nic nie szkodzi, jak wszystkie poró-