Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pan tak umyślnie mówisz!
— Najszczérzéj.
— Doprawdy! ón by mógł ją pokochać? zapytała dziewczyna gwałtownie.
— Może już pokochał.
— A ona?
— Alboż ja wiém.
Karusia smutnie głowę spuściła.
— Jak pan grzeczny, jak dobry, jak łaskaw, powiédz mi jak się ta pani nazywa?
— Do czegóż ci się to zdało?
— O! chciałabym trochę go prześladować.
— Myślisz, że to pomoże, wstrzyma?
— Nie wiém, ale powiédz mi jéj imie.
— Nie mogę.
— E! dla mnie, dla mnie, rzekła znowu przymilając się — A tylko co przysięgałeś pan że mnie kochasz, teraz znów nic dla mnie zrobić nie chcesz — nawet powiedziéć ani imienia — Dla mnie? I uśmiéchała się jak dziecko, kiedy chce cacka dostać.
— To ci się na nic nie przyda.