Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i zwycięzka, promieniejąca — rzucić mu z góry kamieniem — słowo pogardy, a potém odejść — na wieki!
Tak nieraz dumała Natalja — była więc gdzieś na dnie serca, pod gruzami, pod zwaliskiem reszt miłości niewygasłéj, w którą ona sama niewierzyła, o któréj nikt nie wiedział. Biédna kobiéta kłamała przed sobą, sądząc, że tylko wzgardę czuje dla Stanisława. Miłość jéj wprawdzie nie była gorącém przywiązaniem młodości, ani namiętnym nałogiem dojrzałych lat, — była to miłość kobiéty artysty, co kocha naprzód siebie, potém swoje płody, potém sztukę a nakoniec troszeczkę — kogoś jeszcze — Gdzieżby tam było miejsce na namiętność drugą, gdy żądza sławy, gdy myśl wielkości, oplotła serce i duszę? —
Dla mężczyzny poezja, to tylko często sługa, co myśli jego i wrzące uczucia tłumaczy, dla kobiéty to pani, która jéj życie zabiéra, wysysa i nogą stojąc na piersi stłuczonéj, dobywa z niéj głosów naprzemian dziwnych,