Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A to panie —
— To Szmuglewicza! zawołał Staś mimowolnie.
— Nie, panie, to moje! Może być że Szmuglewicz traktował ten przedmiot.
— Przepraszam — podobieństwo mnie uwiodło.
— Wielce dla mnie pochlebnie.
Pan Strachota zatarł ręce i mrugnął sam do siebie, jakby mówił:
— Nic się nie zna.
Poszli daléj i obéjrzeli tak cały zbiór płodni pana Strachoty — Nie było na co patrzéć, bo wszystkie one prawie, kradzione lub naśladowane, ale prawdziwie zajmująca była mowa ukazującego je artysty, jego pewność, z jaką swoje arcydzieła wychwalał, uwagi jakie czynił — sądząc że oczmuci. Grzeczność patrzących, brał za nieznajomość rzeczy, a nieukom łatwo zawsze zaimponować, i co chcąc narzucić.
Takim sposobem pan Strachota, który