Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Westchnął.
— I teraz jeszcze, dodał, gdybym chciał, zobaczyłbyś! Ale wolę nic nie robić — Ludzie tego nie warci! Kiep świat i koniec. Daj fajki!
— Weź, masz ją koło siebie.
Staś z politowaniem spójrzał na malarza, który nakładając fajkę, mruczał cóś pod nosem.
— A ty — odezwał się pan Halicki — nadto już pracujesz!
— Z czegóż bym żył?
— Takie życie.
— Lepsze od innego. Są nieszczęśliwsi.
— Ale człowiekowi z talentem, tak poniewiérać się!
— Wszak sam malujesz szyldy?
— Ba! dla chleba, gdy już go niémam ani kawałka, i gdy jest chóć odrobina, za sto dukatów nie wezmę pęzla do ręki. Powtarzam ci kiep świat. Czegóś mi się pić chce. Niéma tu się co napić?