Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rękopism i powiedział w duszy: tém lepiéj, będę śpiéwał sobie tylko! —
Odtąd nie wiémy czy próbował więcéj, a choć nieraz czytając brednie które drukowano, wzruszał ramionami czując, że jego utwory lepsze były — już więcéj nie chciał się wystawiać na odmowę. Szydził tylko w duszy, szydził gorzko z pisarzy, od których czuł się wyższym swoją exaltacją, talentem i tém spotęgowaniem siły, która nie wyczérpując się co chwila, podwaja i potraja w niezużytym człowieku.
Takim był Robert, taka to była rodzina, do któréj drzwi ubogich, zapukał Stanisław. Było to rano jeszcze, dziesiąta może, ale gdy na świecie możnych śpią jeszcze, ubodzy z dniem wstawszy pracują. Leosia siostra Leonarda otworzyła drzwi nieznajomemu przybylcowi, na którego ciekawie spójrzała; mrugnęła na brata, a sama pobiegła. Matka była w kościele, Robert w Biórze — Leonard tylko z siostrą w domu, i dawno już u trój-