Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/081

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rjusz pan Skórski, pogardliwe rzucił wejrzenie na żartujących.
— A tym czasem Szatan pewnie, gdzieś się po swojemu zabałamucił i nie przyjdzie na sessją.
— Oto jest! oto jest! oto jest!
— A witaj że! witaj!
— Jak się masz!
— Jak się macie! przyciskam was do duszy mojéj — kłaniam uniżenie, znanym i nieznanym. Oto jestem.
I wysunąwszy krzesło rzucił się na nie przybyły Szatan, aż pod nim zadrżało, zapiszczało, poskarżyło się.
Szatan, tak nazwany dla nieubłaganego dowcipu i szatańskiéj wesołości, co go nigdy nie opuszczała, był to młody jeszcze około trzydziestu lat człowiek, słusznego wzrostu, ubrany bez pretensij i prawie niedbale, z twarzą bladą, nabrzękłą, oczyma czerwonémi, wargi napuchłémi, włosami prawie nieczesanémi. Na licu jego był upiętnowany