Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/078

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Florek podał do uścisku końce palców, i usiadł na kanapie, poprawiając fryzurę, nieco roztrzęsioną. Spójrzał na Stasia i zmierzył go wéjrzeniem znawcy, które badało człowieka, po sukniach. Suknie Stasia, nie były piérwszéj mody — i Florek zdecydował — Parafianin.
— Otóż i ja się stawię! Zacznijmy mówić o rzeczy, bo mało mam czasu.
— Florkowi pilno na śniadanie do Hrabinéj?
Uśmiéchnął się młodzieniaszek i poprawił włosy.
— Kapitan mi zazdrości!
— Hrabinéj! pogardliwie odparł pan Młynowski — c’est bon pour des — Lepiéj nie dokończyć.
— Zapewne że lepiéj — mruknął Florek.
— Dzień dobry! dzień dobry — szanownemu gronu!
Odezwał się we drzwiach, gruby w okularach jegomość w czarnym surducie.