Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/041

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zagarnąć. Męztwo, jenjusz, szczęście i wytrwałość. wszystkiego dojdą.
— Jeśli śmierć nie zajdzie im drogi! odrzekł artysta smutnie, a śmierć łatwo pochwyci tego, co na jeden dzień, traci walkę z sobą samym, zapasy żywotne całych lat. O! gdybyście poznać, gdyby policzyć mogli ciérpienia niepoznanych i skazanych na wątpienie o sobie; łzy ich —
Na te słowa otwarły się drzwi z wielkim trzaskiem, i, z piosenką na ustach, z hałasem, wpadła kobiéta. Wszyscy się zwrócili ku niéj, ona widać nie spodziéwała się zastać nikogo i wchodziła swobodnie śpiéwając, a na progu malarni, zawołała:
— Leonardzie! Leonardzie! gdziéżeś odszedł od trójnoga! gdzieś się podział?
W tém obéjrzała się, obaczyła gości i chciała cofnąć.
Staś wlepił w nią oczy ciekawe, przeczuł że to była siostra malarza i z portretu poznał do razu. Wiele ognia było na płótnie,