ktował, wiele ón pracy ludzkiéj, potu i trudu reprezentuje.
Tandem, moi państwo, wyjechałem z domu i puściłem się w podróż, jakom mówił, more antiquo, na koniku, z szabelką, z kilką talarami, a pełną sakwą wyśmienitych nadziei. Stukało się tedy po drodze do wrót wszystkich dworków i klasztorów i plebanij, a ze sromem nigdzie nie wyszło. Bo to był jeszcze czas, kiedy się proszącemu o gościnność, bynajmniéj nie dziwowano, jak dziś, i przysłowie staropolskié: Gość w dom, Bóg w dom, mieszkało w pamięci i sercu każdego.
Przepraszam, że tak bez miłosierdzia gawędam, aleście państwo sami wyprowadzili na to, słuchajcież cierpliwie sami sobie tego piwa nawarzywszy. Otóż i gość dawniéj, a gość dziś, była to wcale różna rzecz. Dziś gość to sąsiad, mniéj więcéj znajomy, mniej więcéj niemiły (miły bardzo chyba rzadko) co przyjeżdża napić się, na-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/067
Ta strona została uwierzytelniona.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/e/ed/PL_J%C3%B3zef_Ignacy_Kraszewski-Latarnia_czarnoxi%C4%99zka_Oddzia%C5%82_II_Tom_I.djvu/page67-587px-PL_J%C3%B3zef_Ignacy_Kraszewski-Latarnia_czarnoxi%C4%99zka_Oddzia%C5%82_II_Tom_I.djvu.jpg)