Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ru mieszkania przygotował. Część taboru też wyjdzie zaraz...
Nie sprzeciwiał się już Michał — leżał na pościeli w myślach pogrążony... Wracał mu coraz ten wielki żal że na wojnę pójść nie mógł.
— I téj pociechy Bóg mi odmówił — wzdychał.
Kiełpsz go tem pocieszał że Braun rychłe polepszenie obiecywał, a wyprawa się przeciągnąć mogła, lecz temu on nawet spragniony nie wierzył. Wieczorem gdy wszystko ucichło a z obozu tylko trąbki czasem dawały się słyszeć — poruszał się drżący, nasłuchiwał, potem głowa upadła na poduszki i modlił się.
Kiełpsz słyszał na przemiany.
— Kamieniec! i — bądź wola Twoja... Gdy nazajutrz około dziesiątéj wyszedł król przez dwu paziów podtrzymywany siadać do kolebki, nadjechał jeszcze Sobieski i zsiadł z konia, z czułością niemal witając razem i żegnając nieszczęśliwą ofiarę.
— Jedź — W. królewska Mość — rzekł — z dobrą otuchą — czuję że pobijemy tę hołotę i że Buczacki traktat na szablach rozniesiemy, a śladu po nim nie zostanie... Kamieniec odbierzemy!
Z tém szczęśliwem w uszach proroctwem usiadł Michał, albo raczéj położył się w kolebce, która powoli jak żałobny pochód, mijając obozowisko gościńcem wązkim posunęła się do Lwowa.
Tam już zawiadomiona Krajczyna, do któréj mąż wysłał umyślnego — oczekiwała płacząc gościa i gotowała się na służbę swą siostry miłosierdzia, a serce jéj mówiło że ona była ostatnią dla biednego brata posługą. Chciano dać znać królowéj, lecz sam Michał, wstrzymać się z tem rozkazał...