Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

unikał i coraz postępował samowolniéj, aby to co czynił nikomu tylko jemu było przyznane.
Z każdym też dniem człowiek ten, który był istotnie zesłanym i przeznaczonym na ratunek, rosnął i olbrzymiał w oczach wszystkich.
Gdy mowa była o nieszczęsnych traktatach Buczackich, o haraczu obiecanym turkowi, jednogłośnie się odzywano.
— Sobieski skruszy ich potęgę...
Na niego nie na króla się oglądano. I gdy wieść się rozeszła że Michał wyruszył do obozu nie uczyniła ona wrażenia najmniejszego, a Hetman zawiadomiony przyjął ją kwaśno. Król dla niego był zawadą, i kłopotem tylko... Słuchać go nie mógł — zdać nań dowództwo — śmiesznem było — osobą swą nie budził w żołnierzu męztwa... po cóż przybywał?..
Po cichéj rannéj mszy wysłuchanéj u Św. Jana, pobłogosławiony w podróż, w towarzystwie Podkanclerzego i dosyć licznego dworu — król puścił się ku Lwowu i Glinianom.
Ale zaraz pierwszych dni podróży — przekonać się mógł iż zbyt liczył na swe siły. Przybywał na noclegi tak znużony, iż musiał natychmiast iść do łóżka.
Nie skarżył się jednak i ani słowo nie zdradziło cierpienia... służba odgadywała tylko wysilenie jakiego potrzebował ażeby znużenie pokonać i boleści nie okazać. Braun zalewał go lekarstwami, które nie skutkowały. Oczy zapadły coraz głębiéj, skóra żółkła, oddech się stawał cięższy, a pragnienie i głód paliły go nieustannie. W drodze stawano często, aby choć kilku ugotowanemi jajami wewnętrzną tę czczość na chwilę zapełnić... Lecz zaledwie uspokojona wracała znowu...