Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/106

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    Sobiescy stawili za wybór upewniwszy Kondeusza, zostały przyjęte — a mimo to Hetman miał oblicze posępne i wąsa tak targał, jak gdy go co mocno drażniło. Razem z żoną wyszli do sąsiedniego gabinetu.
    — Cóż tam znowu zaszło żeś tak chmurny? — zapytała Marysieńka.
    — Jestem zmęczony jak wyrobnik! — zawołał Sobieski; — ani dnia, ani nocy spokojnej i drzwi się nie zamykają; ciągłe wydatki, na nic nie starczyć groszem — a na dobitkę mi Korycki młody przyniósł złe wiadomości z Woli.
    — Z Woli? a cóż to być może — pogardliwie spytała Sobieska.
    — Szlachta nie żartem spiskuje — mówił cicho Hetman — wre i kipi u Sandomierzan, w Krakowskiem, odgrażają mi że nas na szablach rozniosą i wprost wołają, żeśmy koronę sprzedali.
    Zaperzyła się Marja Kaźmira.
    — Hałastra! — zawołała gniewnie, tupiąc nóżką. — Szablami grożą, jak gdybyście wy wojska nie mieli, które ich w puch rozbić może!
    — A potem? — pytał Sobieski — któż będzie króla wybierał?
    — Senat... wy! okrzyknie go Prymas.
    — Łatwo to powiedzieć, ale nie tak jak się zdaje dokonać. Za szlachtą stoi cała rzeczpospolita i jej prawa, które szanować musiemy.
    Ze zmarszczonem czołem zabierał się odchodzić.
    — Korycki młody — przerwała nagle królowa — kłamcą jest. Chce tylko wyłudzić pieniądze. Strzeż się go.