Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/060

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzieży gronie. W pokojach już oświeconych gwar słychać było wesoły zdaleka, w salce kręgiem siedziały postrojone panie żywą zajęte rozmową ze stojącemi przed niemi po większéj części młodemi panami, z niewielu wyjątkami we francuzkich strojach i w perukach. Wśród kobiet pani Dönhoffowa z czarnemi wyrazistemi, żywo biegającemi oczyma, najgłośniéj się odzywała i śmiała, mówiła najśmieléj, choć każdy wykrzyk nieznaczny drżenie brwi i ust na piękną twarz gospodyni wywoływał. Marysieńka, która już o powrocie męża była uwiadomioną, czekała na niego przy bocznych drzwiach salki, któremi był zwykł przychodzić, niecierpliwie wachlarzem potrząsając... Świeża jeszcze na podziw i młoda, pomimo dość już nużących lat i słabości przebytych, hetmanowa blaskiem swych wdzięków odznaczała się wśród licznego orszaku, który ją otaczał. Chłodem i dumą wiało od niéj, ale rysy oblicza klasycznéj regularności, cera nadzwyczaj delikatna i biała, oczy pełne ognia — nadawały jéj majestat zwycięzkiéj piękności. Nie pociągała niczem, budziła może trwogę jakąś, chociaż odgadnąć było łatwo, że chcąc być miłą i czarującą, mogła serca podbijać i panować nad niemi. Kobiety wszystkie bez wyjątku, niepostrzeżone wzrok na nią zwracały, — patrzały z obawą i niechęcią. Nie starała się też wcale przypodobać nikomu z wyjątkiem kilku panów, dla których na chwilę łagodziła wyraz twarzy. A gdy się ku innym zwracała przybierała natychmiast zwykłą swą despotyczną fiziognomję. Oczy pani Dӧnhoffowéj, która nieustannie pochylając się, powołując do siebie nader żywo zajęta była rozmową, ani na chwilę nie schodziły z gospodyni.