Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.I.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Leliwa też niemal już jak syna go przyjął, a przez dzień cały, który tu przebyli z oka nie spuścił. Wyszła i Domna z rozkazania ojcowskiego, i już się domyślając na co ją wołano, zarumieniła i strwożyła wielce. Prędko jednak ocknęła, bo młody Florek skromny i cichy, nie porywczy — podobał się dziewczynie.
Więc, choć do siebie prawie mówić nie mogli, oczyma się porozumieli.
Wszystko to zazdrośny Nikosz wiedzieć musiał i do wściekłości był doprowadzony, lecz zmilczał.
Młodemu dozwolono do Lelowa przybywać i już o weselu szeptano. Probował coś Nikosz podszepnąć na Szarych, ale mu się to nieudało. Zgromił go Leliwa i milczeć kazał.
Niedał po sobie poznać zdrajca że go gniew i złość ogarnęły, lecz przypochlebiając się znowu staremu, zatarł swoją winę gorliwszą posługą.
Jednego razu gdy konno sam bez sług powracał do Surdęgi Florjan i już się miał na promie przez rzekę przewozić, dognał go na drodze Nikosz. Widzieli się wprzód w Lelowie zdala..
Zajechał mu z przełaju.
— Czołem!
Florjan zobaczywszy go myślał że za nim był ze dworu posłany i stanął.
W tem Nikosz, z konia nie zsiadając zbliżył się doń.