Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.I.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się stając, umyślnie się odzieżą i życiem umartwiali.
Tu zaś nie po staremu wyglądało przy młodym panu.
Służba była z cudzoziemska strojna, obcisło pstro, włosy trefione, łańcuchów, kaletek, nożyków, pasków, kutasów na niej podostatkiem.
Starsi dworacy w jedwabiach, a czeladź kręciła się z jakąś swobodą i raźnością, która nie wielkiej surowości i karności dowodziła. W podsieniach i na gankach niewieścich sukienek kręciło się dużo i śmieszki było słychać wieczorne.
Wesołym był zamek, jakby za najlepszych czasów — i jakby mu nic nie zagrażało.
Nekanda Trepka mieszkał niedaleko od komnat królewicza, więc do niego iść musieli aż pod same gmachy pańskie pełne wesołej młodzieży, światła i woni korzennego jadła i napoju.
Starał się Szary aby mało go kto widział, a zabawiający się dwór nie bardzo nań uwagę zwracał.
Czekał na nich poważny ów Trepka w komnacie niewielkiej, po rycersku przybranej w wojenne rynsztunki.
Mąż był lat średnich, na którym wojenne rzemiosło poznać było łatwo, trzymał się prosto, twarz miał marsową, zarosłą — oblicze poważne i myślące. Mruczkiem go zwali ludzie, bo mówił mało, lecz do rady był i do sprawy tak pewnym,