Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.I.djvu/066

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wał co chciał, do niczego się nie widząc zmuszonym.
Wojewoda drgnął — zbladł, ale uczucie upadku swojego, który poczuł ukrył, bo się go sromał. Gorycz tę połknąć musiał i strawić w sobie.
Siwa głowa opadła na piersi. Tak więc on oddawał całego siebie, życie, cześć — wierność swą, niepodległość do jakiej nawykł, a w zamian zyskiwał tylko jedno — spragnionej zemsty nasycenie.
Krew której się miał napić winna mu była starczyć za wszystko..
Uśmiechnął się do siebie sam.
— Zemstę — zemstę będę miał, pomyślał, choć ją okupię drogo...
Mistrz Luder który już rozmowę za skończoną uważał, a był z niej i z siebie rad, z rozjaśnionem czołem przystąpił bliżej do wojewody i tonem łagodnym, poufalszym przez Petrka go rozpytywać zaczął, troskliwie niby — czy rodzinę swą uprowadził, czy bezpiecznym był od króla i królewicza że zawczasu myśli jego nieodgadną.
Na to wojewoda mrukliwie, krótko, nie bardzo chętnie, pół słowy tylko dał odpowiedź zbywającą.
Oświadczył zarazem iż długo tu zabawić nie może i widzianym by być nie chciał, — zatem upewniwszy się o miejsce na które się ma stawić, natychmiast mistrza pożegnać musi.