Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Król ramionami poruszył.
— Mogę to uczynić — rzekł — lecz z góry przewiduję, iż mojej prośby nie posłucha.
Piszczał i bolał srodze Dudycz, rachując straty ogromne, jakie już poniósł na niewdzięczną. Kazano mu przyjść dnia następnego.
Sam na sam z matką rzadko się teraz znajdował August i unikał tego, aby na próżne wymówki się nie narażać; ale szło mu o to, aby Dżemmę oddalić. Wstydził się jej teraz.
Na chwilę po obiedzie zszedłszy w jadalnej izbie na stronę, August przebąknął, iż mu się skarżył Dudycz i o żonę domagał.
— Gotowi i o to mnie ludzie obwiniać — zakrzyknęła Bona — iż ja jej daję przytułek! Ale to dawna moja wychowanka i sługa. Schroniła się pod opiekę do mnie, bo męża ma gbura nieokrzesanego, który się z nią obchodzić nie umie. Nie trzymam jej, może jechać kędy chce, ale wypędzić nie mam serca.
Spojrzała jakby z wymówką na syna, że on serca nie miał.
August szepnął o tem, iż z Wilna uszła z Testą i okazała się płochą.
— Testa! — odparła Bona — towarzyszył jej razem i Biance. On też litość miał nad opuszczoną przez wszystkich, boś i W. K. Mość w Wilnie ją nieludzko przyjął, choć mu dawniej była bardzo drogą.