Bianka poszła mu oznajmić o tem, nie rozszerzając się nad treścią listów, które miał do rąk oddać królowej.
Rozkaz pani swej, posłuszny dotąd Petrek, przyjął zimno.
— Nie pojadę — rzekł krótko. — Dosyć już wam zadarmo się wysługuję, żebym miał stare kości tłuc po drogach dla jejmościnej fantazyi. Niechaj śle kogo chce, ja się nie ruszę.
Niespodziany opór, którego Bianka przełamać nie mogła, zdziwił Dżemmę — pierwszy raz śmiał się jej niewolnik przeciwić.
Lecz teraz, nawet jego oszczędzać było potrzeba, bo gdyby i on opuścił?
Po namyśle Włoszka go przywołać kazała. Ten dowód łaski jeszcze go dotąd nie spotkał. Dudycz poszedł się ustroić, wąsy posmarował i poważnym krokiem wszedł do pokoju żony. Dżemma musiała udawać łagodną, ale nie mogła wesołej.
— Pierwszy raz mam prośbę do was — rzekła — a i tej zadość uczynić odmawiacie.
— Bo mi już ciężko dźwigać to jarzmo — rzekł Dudycz. — Jam oprócz rozkazów, dobrego słowa od was nie słyszał.
Dżemma spojrzała na niego i wzdrygnęła się. Wydał się jej okropnym, pomyślała że to był mąż, pan, i łzy się jej z oczu puściły.
— To czego po was wymagam — odezwała
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/154
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.