Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wysiłku do walki z hetmanem, nie dorósł do jego powagi i znaczenia.
Tarnowski obchodził się z nim niemal lekceważąco, nie wyzywając nigdy, ale tam, gdzie starcie było nieuchronne, utrzymując wyższość swoją. Oba oni w oczach kraju, który ich znał, powagą i zacnością mierzyć się nie mogli i nie stali na równi. Kmicie zarzucano gwałty, szaleństwa, wybryki, jego bandę złoczyńców, jakiemi się posługiwał, gdy hetmanowi nigdy, nikt nic nie mógł zadać, coby sławę jego zaćmić zdołało.
Zwycięzca w tylu bojach, był czystym i niepokalanym i cnotę swą nosił wysoko, nie lękakając[1] się nawet potwarzy, która do niego przystać nie mogła.
Nie było powodu odrzucenia zaprosin Tarnowskiego, które, choć Bonie były niemiłe, przyjęte zostały.
Dwór przeniósł się do spokojnej osady, przygotowanej naprędce na jego przyjęcie. Pobudowano tu szopy, wzniesiono nowe dwory, a hetman z gościnnością staropolską przyjmował pana, nie dając mu nic pożądać, bo życzenia były przewidziane.

Wiejskie to było schronienie, ale nic nie brakło i w porównaniu z Niepołomicami, wygodniejsze od nich. Król je upodobał sobie. Dokoła nigdzie o strasznym morze słychać nie było i z Krakowa tylko zawsze złe przychodziły wie-

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – lękając.