ona zdradzić nie chciała, która ją wbijała w dumę i czyniła szczęśliwą.
Ciężko jej było zaprawdę kłamać wobec piastunki, lecz czuła potrzebę, obowiązek.
Rzuciła się jej na szyję, aby ukryć twarz, jak gdyby płakała, a Kätchen pocieszać ją zaczęła.
Serce biło żywo.
Ta radość, którą musiała osłaniać łzami, przejmowała całą jej istotę. Tak błogo się jej stało na sercu, tak jasną i piękną ujrzała przed sobą przyszłość, iż blask ten zaćmił jej umysł i po błyskawicy szczęścia otoczyły ją mroki.
Na rękach piastunki skostniała i zastygła... wyprężyły się ręce, podniosła głowa, otwarły usta. Kätchen przerażona poznała w tych symptomatach napad choroby, którą ukrywała tak starannie i która, szczęściem, tak długo w najprzykrzejszych godzinach oszczędzała biedną ofiarę.
Teraz przychodziła ona we śnie szczęścia, ale Hölzelinowna nie wiedziała o niem i tłumaczyła ją sobie, jako skutek wielkiej, przenikającej boleści.
Zwolna, nietykając prawie, zdołała ją na rękach przenieść na łóżko i złożywszy na niem, pośpieszyła drzwi zaryglować, aby żadne żywe oko królowej w tym stanie, na który czyhała Bona, zobaczyć nie mogło.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/056
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.