Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/080

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niowi cugli popuszczając — musieli już ruszyć z miejsca, ale choćby deszcz wisiał nad niemi, nie pospieszą, bo takiej uroczystej kawalkacie nie przystało inaczej jak stępią.
To mówiąc przyłożył rękę do beretu, pozdrowił kobiety i krzyknąwszy na tłum, aby mu się rozstąpił, puścił się dalej ku zamkowi.
Znowu tedy dobry kawał czasu upłynął, nim od Floryańskiej bramy przez ściśnięte tłumy doszedł szmer oznajmujący, że uroczysty pochód się przybliżał. I, jak przepowiedział Merło zawczasu, w istocie chmura wiosenna nadciągnęła powoli, niebo się oblekło szaro, deszczyk powoli kropić zaczął, a że się to działo ku wieczorowi, starzy ludzie wróżyli iż się zasłoci.
W ulicy lud się rozstąpił naostatek i pierwsze ufce pokazywać zaczęły. A było patrzeć na co! Każdy z panów pierwszym chciał być; poczty więc nietylko wspaniałością ale i liczbą mieć pokaźne — zatem po dwu jechali ludzie, najwięcej po trzech, aby każdy oddział wydawał się liczniejszym i dłuższym. Przyjaciele i nieprzyjaciele, radzi nieradzi, wpośród wszystkich tych dworów pańskich, które królowę młodą otaczały, musieli przyznać pierwszeństwo arcybiskupowi prymasowi, Gamratowi. Człowiek ten nowy, wyprzedził okazałością i przepychem, a nawet mnogością ludzi, i Tarnowskich i Kmitów. Szło mu o to. Zadawano mu nieustannie plebejuszowstwo,