Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/078

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czony, ukazał się czwałem pędząc ku Wawelowi.
Przystrojony był, jak wszyscy dnia tego, z wielką elegancyą, ale bez ciężkiej zbroi, bo się musiał ciągle kręcić. Był to chłopak żywy, śmiały, wesół i ulubiony młodemu panu, bo dla niego na wszystko gotów.
Dla Merły, gdy szło o usłużenie królowi, nie było niepodobieństw i trudności. Nie raz już też dla niego naraził się i krew przelał, królowi staremu stał niemiłym, ale wszystko to przetrwał i służył mu wiernie jak nawykł od dzieciństwa.
Zobaczywszy Merłę, Bianka śmiała wychyliła się chustką mu dając znaki, domyślała się bowiem, że musiał mieć wiadomość o spotkaniu. Możeby jej nie wysłuchał, na zamek spiesząc do starej królowej, ale zobaczył razem Dżemmę i konia zawrócił pod okno.
Zaledwie tu stanął, kupą ścisnęli się około niego ciekawi.
— Mów — krzyknęła Bianka — widziałeś młodą panią?
Merło z konia się pochylił ku oknu.
— Wracam ztamtąd — odparł — jadę od namiotów. Królowa już przybyła, ale to biedactwo wątłe i blade, że nie wiem jak ten dzisiejszy dzień wytrzymać potrafi. Gdy ją od powozu do namiotów prowadzili margrabia Jerzy z księciem Lignickim zdało się, że co chwila nogi jej