Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w Balicach gotował się pierwszy pokłonić młodej pani, której sprawą gorliwie się zajmował.
W Balicach, czwartego maja, była już tak jak w Krakowie i tu zatrzymano się tylko, aby na dzień następny ów wjazd, co tyle pracy i zabiegów kosztował, urządzić i zgotować na dzień następny.
Z wyjątkiem pokojów Bony, na których pusto było i cicho, na całym zamku wieczorem, przez noc całą, ruch nie ustawał. Młody król temi przygotowaniami tak był zajęty ciągle, iż do matki nawet zbiedz nie mógł, a Dżemma zapłakana próżno czekała na niego do późnej nocy.
Na każdy szelest w korytarzu zrywając się i biegnąc ku drzwiom napróżno, wracając potem zawiedziona Włoszka na przemiany płakała i przeklinała.
Było już blizko północy, gdy weszła do niej litościwa Bianka. Ta już była rozebraną jak do łóżka, i narzuciła tylko lekki płaszcz łaziebny na siebie, a czarne długie włosy, których związać nie miała czasu, spływały jej na białe ramiona.
Dżemma sukni nawet dotąd nie zdjęła.
Zobaczywszy ją z chustką na oczach, w sznurówce, w pasie i całym stroju, Bianka rozgniewana, podszedłszy ku niej uderzyła w ręce.
— Dżemmo moja! — zawołała z macierzyńską troskliwością — co się z tobą dzieje! Dziecko