Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/044

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zygmunt westchnął głęboko, przypomniawszy sobie że on go nie miał, tylko przez ten krótki przeciąg czasu, gdy żył z Barbarą. Drżącą ręką nieznacznie otarł łzę z oka.
— Żądają odemnie Litwini, życzą sobie i panowie koronni, abym się z tobą władzą podzielił i dał ci zakosztować panowania — mówił dalej powoli. — Chcą abym patrzył i kierował. Zacznijże od tego, byś u siebie w domu z żoną rządzić się umiał i znalazł potemu wolę własną.
August mógł zrozumieć alluzyę do matki, ale podnosić jej nie mógł.
— Spodziewam się po tobie, że mi nie zatrujesz tych dni, które starość czyni ciężkiemi do noszenia.
Milczenie przerwało znowu tę naukę ojcowską, która z piersi starego powoli i z trudnością się dobywała.
— Rozpuszczają fałszywe wieści — rzekł ciszej — że Elżbieta jest słabowitą i cierpi na jakąś tam chorobę zmyśloną. Wszystko to są bajki tych, którzyby radzi serce twe od niej odciągnąć. Słyszałeś o tem? — zapytał.
Nie mógł August zaprzeczyć.
— Matka mi o tem wspominała — rzekł krótko.
— Nie lubi jej, więc przyjmuje wszelkie baśnie, które ją usprawiedliwić mogą — ciągnął dalej Zygmunt. — Ja mam lepsze wiadomości...