Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/035

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dżemmę, która posłyszawszy zdala rozmowę przyspieszała kroku, leciała zadyszana, zarumieniona, rzuciła się wprost na Biankę, która krzyknąwszy uciekła, a potem podbiegła do króla.
Brwi się jej strasznie ściągnęły.
— A! ta podła Bianka! — krzyknęła — korzysta z tego że mnie nie było, aby się zalecać.
Rozśmiał się August, wstając i podchodząc do zagniewanej, którą objął, chociaż odpychać go chciała.
— Bianka, przysięgam ci, mówiła tylko o tobie! — rzekł łagodząc.
— O mnie? to zapewne aby mnie, tak jak ona umie, uczynić śmieszną, aby serce ostudzić? — zawołała.
— Mylisz się, nie masz lepszej nad nią przyjaciółki, brała twoją stronę!
— Przeciwko komu? — krzyknęła Dżemma. — Przeciw własnym przywidzeniom — dodał król — zdało się jej, że ja cię nie tak kocham, jak powinienem.
— Żartujesz ze mnie — rzekła nadąsana Włoszka łagodniejąc.
— Mówię prawdę — potwierdził król — wierz mi, Bianka jest płochą ale dobrego serca dziewczyną.
— A ja? — wtrąciła żywo Dżemma — ja zapewne nie płochą ale złą za to!
August się śmiać zaczął.