Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/012

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziewać, że niedarmo wymogła na sobie tę pokorę.
Mota ona coś i czeka.
— Ale cóż? — odpowiadał ks. Samuel. — Gdy się raz pobiorą, co ona zrobić im może?
— Nie wiem — mówił Boner — ale o tem przekonany jestem, że królowa nie dała za wygranę. Trzeba się więc, nie zaniedbując, mieć na baczności i nie otrąbywać zawczasu zwycięstwa.
Podskarbi miał pewne oznaki, z których wnosił niepłonnie, że to, co się nazywało spokojem i zgodą, było tylko treugą, rozejmem, służącym do zebrania sił i przygotowania oręża.
Z obowiązku swojego codzień bywając w zamku, ocierając się o ludzi, których sprawy pieniężne czyniły zależnemi od niego, Boner miał sposobność więcej się dowiadywać niż inni. Bystrzejszym też był może w rozpoznawaniu czynności, które drudzy obojętnemi sądzili.
Wiedział dobrze, iż królowa, zwykle tylko pobłażająca miłostkom syna, gdy one nie wychodziły za obręb jej fraucymeru, ale zachowująca pewne decorum i niemieszająca się do nich czynnie na pozór, teraz prawie jawnie opiekowała się Dżemmą i posiłkowała synowi do zawiązania z nią, w przededniu ślubu, jak najściślejszych stosunków.
Do tych nietylko że przeszkód najmniejszych nie było, ale matka je widocznie osłaniała jak