Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w roku. Przejście z jesieni do zimy, z zimy do wiosny, zwłaszcza w tych latach, gdy zima nie ostrą ma być i niełatwo się ustala, w naszych krajach nieznośnem się staje. Mróz naprzemiany z wilgocią, błoto z grudą, śnieg z deszczem, wichry gwałtowne, czas ten najmniej sposobnym do podróży czynią. A że Dudyczowi nietyle może siebie (zahartowanym był) ile koni paradnych żal było, wlókł się więc opieszale.
Zbliżając się ku teatrowi owej wyprawy na krnąbrnego sąsiada, Dudycz dostał wcześnie języka o Kmicie. Głośnym on był na dalekie przestrzenie, bo się nie obeszło, aby i sąsiadom sąsiada i powinowatym a przyjaciołom nie dostało się, gdy Kmita moc swą chciał okazać. Drżeli więc i dalsi obawiając się, aby mu droga kędy nie padła około nich.
Jak się spodziewać było można, głoszono, iż Kmita a raczej Rozborski, bo marszałek wyprawiał go ze Szczerbą tam, gdzie trzeba było ścisnąć i wieszać a palić, sprawiedliwość już sobie uczynił, że dwu ziemian ubito, nowe granice pozarąbywano i kopcami obsypano, i że wkrótce wszystko być miało skończone.
Na ostatek prawie do miejsca krwawych tych zajść dotarłszy, nazajutrz Dudycz spodziewał się spotkać z Kmitą. Dzieliło go od niego parę mil tylko.
Drugiego dnia gdy z noclegu ruszył, niespo-