Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zamechska — kiedy tem sobie serca nie pozyskasz?
— Co w. miłości szkodzi, że się głupi człek durzy? — odparł pokornie Dudycz. — Byle przyjęła, byle się nim opasała, ja więcej nie chcę nic...
— Toć ludzie zobaczą! — zawołała Zamechska.
— Pomyślą, że ją tak król stroi — odparł Dudycz.
— A król?
— Król na to zważać nie będzie.
Ochmistrzyni się wahała jeszcze, gdy Petrek w rękę ją pocałował, pudełko porzucił i poszedł.
Iść z tym darem nie miała stara odwagi.
Dumała i namyślała się długo.
W południe gdy panny wszystkie były przy królowej, stara ochmistrzyni ostrożnie się wkradła do komnaty Dżemmy, pudełko położyła na stole i wyśliznęła się niepostrzeżona.
Wkrótce potem piękna Włoszka wróciła do swego mieszkania. Siadła w oknie odpoczywać, była smutna i nierychło szukając roboty na stole, spostrzegła pudełko.
— Król był i musiał je zostawić! — zawołała klaszcząc w dłonie.
Z niecierpliwością otworzyła i krzyknęła z podziwu i radości. Takiego właśnie coś życzyła sobie — filigranowy ów pas to było jej marzenie!