Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stem przyczyną. Od kolebki pamiętam ją zawsze tak czułą, tak dla mnie wylaną. Siostry nawet zaniedbuje.
Włoszka nic nie odpowiadała, lecz wejrzenia jej nie okazywały aby przekonaną była.
— I ciebie — dodał król — winienem jej! Ona, tak surowa dla drugich, nam zostawuje swobodę, nami się opiekuje... ciebie kocha jak dziecię własne.
Podniósł głowę ku niej, jakby się domagał odpowiedzi. Dżemma jeszcze milczała, westchnęła tylko.
— Daj Boże — odezwała się po przestanku — aby się to nie zmieniło... Widziałam nieraz królowę przechodzącą z miłości do nienawiści tak skoro, tak gwałtownie.
— Nigdy bez przyczyny — począł król — oburza ją niewdzięczność, nie umie przebaczyć zdrady... a my na dworze, wśród ludzi, których łaskami obsypujemy, wystawieni jesteśmy ciągle na niespodziewane ciosy... Bona po królewsku wdzięczną być umie, lecz też i po królewsku karze.
Wzdrygnęła się ze strachu jakiegoś Dżemma.
— My we dwoje — ciągnął król dalej — my się przynajmniej od niej nie mamy czego obawiać, a wszystkośmy jej winni. Przyrzekła mnie bronić od przyszłej małżonki, z którą żyć nie będę zmuszony.
— A stary król? — spytała Dżemma.