Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/094

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cię, otrząśże się z tych dziecinnych postrachów. Bądź dzisiaj u młodego króla, potrzebuje roztargnienia... Przynieś mu jakie księgi nowe... Kocha się w nich.
Lismanin słuchał nie odpowiadając.
— Po księgi — dodał po chwili — należałoby właściwie jechać za granicę. Tu ich niedostać, bo duchowieństwo polskie surowo czuwa i nad tem co z Niemiec idzie, i cokolwiek bibliopole przywożą.
— Poślij kogo! — szepnęła Bona.
Lismanin ręce złożył.
— Nikomu, nikomu w tej sprawie zawierzyć nie można — rzekł pospiesznie — o gardło idzie. Ja sam musiałbym się chyba ważyć, i to nie inaczej jak polecenie mając królewskie, bo by mi celnicy na granicach zabrali co tylko drukiem pachnie.
Poruszył ramionami mnich.
— Pojadę jeśli W. K. Mość rozkażesz — dodał.
— Nie teraz — szybko i kwaśno przerwała królowa i rzuciwszy nań okiem, dokończyła:
— Idź dzisiaj do młodego króla!
Skłonił się mnich. Posłuchanie było skończone, franciszkanin wychodził po cichu. Zasłona ledwie za nim zapadła, gdy pięknej postawy, dorodny mężczyzna, typ prawdziwie polskiej krwi i wielkiego rodu, ukazał się w progu.