I wiedzionych ku więzieniom miejskim lud obrzucał błotem i kamieniami, wołając i domagając się prędkiego nasycenia swéj zemsty.
Przypisywano wszystkie klęski ówczesne, trzęsienia ziemi, burze, mór i głody, które niszczyły prowincye rzymskie, bogom obrażonym chrześcijańskiemi zabobony, wołano by ich krwią występnych przebłagać, by ofiarą tą odwrócić większe jeszcze plagi.
W tym tłumie schwytanych, byli i ci wszyscy których postacie już się przesunęły przed nami. Jeden dom Pudensa i Cellii ocalał cudem jakimś wśród prześladowania, jakby dla tego aby pobożne niewiast ręce, mogły zebrać i zachować szczątki krwawe przyszłych męczenników. W obu tych domach czekano tylko siepaczy i gotowano się na śmierć, ale trwoga nie przerwała modlitwy, ani podniosła wywróconych ołtarzów. Może ród starca i jego siostry, może ich życie ustronne i ciche ocaliły na ten raz od śmierci.
Ale insulę, w któréj przebywali Candidus i Natalis u starego Heliosa, jedną a[1] najpiérwszych otoczyli wysłani żołnierze. Gmina żydowska, między którą najwięcéj było chrześcijan, dla pogan nieodróżniających ich od Hebreów, najpiérwszéj wystawioną została na prześladowanie: szukano w niéj Nazarejczyków. W chwili, kiedy starzec siadał do skromnego stołu z Judą-Candidem, Natalisem i pię-
- ↑ Błąd w druku; powinno być – z.