Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom II.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rego tylko domowi przypuszczani byli, świeżą ręką niewprawnego malarza nakreślony był wielki krzyż ciemny, i zwracał oczy wśród jasnych wieńców i kwiatów, geniuszów i ozdób zajmujących przyległe mury.
Nie było na nim wizerunku żadnego, bo się jeszcze ręka ludzka nie ośmieliła na nim przypiąć Chrystusa, czując za słabą na wyrażenie przedśmiertnéj jego boleści.
Podniósłszy zasłonę drzwi wiodących do téj izby, naprzeciw niéj wprost ukazywał się krzyż, a tuż przed nim prosty i niewykwintny stół drewniany, na którym spełniano ofiarę.
W chwili gdy Cellia, ze starszą swą córką Aquilą, zapukała do drzwi domu Pudensa, dosyć już osób znajdowało się w drugiém podwórku, oczekujących, jak się zdawało, na mistrza i kapłana.
W gromadce téj głębokie panowało milczenie, wcale niepodobne do zwykłéj szczebiotliwości rzymskiego ludu w innych miejscach. Byli to po większéj części ludzie ubodzy, w szatach skromnych, lub nawet choć twarz ich i ręce wydawały zamożność i wygodne życie, umyślnie odziani tak jakby niedostatni byli. Jedni z nich oczekując ofiary klęczeli i modlili się po cichu, drudzy zdawali głęboko zamyśleni, inni pół głosem rozmawiali z sobą łagodnie.
Niewiasty z dziećmi oddzielną składały gromadkę,