gła téż wiara jak u pogan, u których obróciła się w obrzęd i niemal zabawkę. Świątynie nie były świętemi, milczały wszystkie wyrocznie Grecyi i Rzymu, duch proroczy ustał, jakby zmożony siłą przeważną, ofiary spełniano dla widowisk, a obok Jowisza stali Cezar i Augustus, wczoraj skalani krwią i rozpustą, dziś uniesieni w niebiosa.
Wiara przestała rządzić życiem, kapłaństwo stało się jak inny urząd nagrodą dworaków, pochlebców lub osłoną ambicyi. Augurowie wieszczb używali tylko dla celów politycznych, a z obrzędów i bóstw śmiano się z jednéj strony, z drugiéj rozumowano tak o nich, jakby człowiekowi były podlegle[1] i przezeń tylko utworzone. Poczęło się to oddawna, lecz co dzień stawało widoczniejszém. To co Swetoniusz powiada o Tyberyuszu, że Bogów i religii zaniedbywał, a oddany był rachubie i wierzył przedewszystkiém w niezbłagane Fatum [2], stosować się może do ogółu społeczeństwa, z tém, że ci co z Jowisza się śmieli, chętnie potajemnie składali ofiary Mitrze i Serapisowi, lub kamykowi nieforemnemu przywiezionemu ze stron dalekich.
Ludzie szli drogami namiętności niczém już nie pohamowanych, bo nic dla nich świętém nie było, a strach tylko, najgorszy z doradzców, rządził niemi.