naukę cenił, a w powinowatym trochę więcej jej znajdował, niż w pospolitych ludziach otoczenia swojego, zagadywał ks. Władysława o różne kwestje. Ten, choć wiele wiedział, słyszał i czytał, najczęściej go niecierpliwił tém, że maleńkiéj nauki swej zaraz chciał zażywać dla okazania swej wyższości nad królem.
Tak w kwestji, która Ludwikowi na sercu leżała — w sprawie sądów Bożych, Ordaljów — które on chciał u siebie znieść i dowodził ich niewłaściwości, książę Biały upierał się broniąc instytucji tej, jako przez kościół uznanej.
Król Ludwik utrzymywał, że Boga tak samo jak wzywać nadaremnie zabraniało przykazanie, tak go też do lada walki powoływać — nie godziło się... Książę obyczaju dawnego, dowodzącego wielkiej ufności w Boga i sąd zdającego nań — uparcie bronił.
Waśnili się tak o wiele innych rzeczy, a w końcu książę całkiem serce do niego stracił. W jednej z tych chwil rozdrażnienia, postanowił ujść z Budy i wyprawił Lasotę po pieniądze i ludzi.
Kilka tygodni upłynęło, nim Nałęcz powrócił, i gdy się przed księciem stawił — z wielkiem zdumieniem swem, znalazł go już ze zmienionem zdaniem.
— Ludzi kilku i pieniądze księciu przywożę — rzekł witając.
Biały przyjął go chłodno...
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Biały Książę tom II.djvu/056
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.