Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prośby i wymagania o najdziwaczniejsze a najrozmaitsze z jego strony wymówki.
Życia dać wcale Krzysztof nie myślał, przyszłość mu się jeszcze uśmiechała.
Z panem Czarnkowskim mówiąc o te czasy, ciągle powtarzał mu.
— Długo on panować nie może... nie my, to inny mu pigułkę przyprawi. Nieprzyjaciół dosyć ma, a jednego Zamojskiego za sobą. Ten, by Salomonem był, nie starczy.
Oskarżony o intencyę otrucia króla, Krzysztof zbiegłszy za granicę o tem tylko myślał jakby się wypłacił kanclerzowi, jego obwiniając o zamach jakiś podobny, choćby na samego siebie.
W listopadzie 1584 zrodziła się z tego historya na proszowicki sejmik wyciągnięta, ale później pokryta milczeniem.
Ciemno w niej... a rzecz się tak miała:
Krzychnik za granicą przebywający w oczekiwaniu chwili, gdy mu brat marszałek znać da, iż choć na krótko bezpiecznie przybiedz może na zjazd jaki, aby się szlachcie okazać i obmyć z tchórzowstwa, nagle przysłał do Andrzeja z językiem, iż pojmał szlachcica, który miał od kanclerza Zamojskiego zlecenie, aby jego, Krzysztofa, ze świata zgładził, na co nawet była mu daną trucizna.
Panu Andrzejowi, gdy wiadomość tę odebrał, tak się ona zdała nieprawdopodobną, iż wierzyć