Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/072

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jeżeli kniaź ze sławnego rodu mógł paść ofiarą tego prawa, na obcej ziemi, gdzie ono już wagi nie miało — dlaczegożby oszczędzić miano Samuela, który wziętym został tam, gdzie się znajdować nie miał swobody, zwłaszcza, gdy na nim nietylko winy jego, ale całej rodziny spisków i zamachów mścić się było można. Listy Krzysztofa świadczyły przeciwko nim wszystkim.
Mógłże Jan kasztelan gnieźnieński zaważyć swą wiernością i cnotą za trzech winowajców?
Marszałek starał się upewnić Anusię, że niebo i ziemię poruszą oni, aby Samuela ocalić.
— Lecz, dziecko moje — rzekł — mamy nieprzyjaciół strasznych. Król sam stoi na ich czele, a za nim jest mściwy Zamojski, a za nimi cały tłum dworaków, zauszników, pochlebców. Zawichrzym kraj, podburzym szlachtę, wywołamy zjazdy, podniosą się krzyki; ale czy to pomoże, czy pogorszy, nastraszy czy rozjątrzy? któż to wie.
Anusia — dziecko, kobieta, nie rozumiała nawet, iżby nic zrobić niemożna. Cała szlachta nietylko na Rusi, ale w rzeczypospolitej podnieść się była powinna. Na Litwie mieli Chodkiewiczów, w Wielkiej Polsce Górków, w Krakowskiem Spytków!
Paliła się jej głowa.
— Zemsty! zemsty! — powtarzała sama do siebie.