Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/070

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

surowo i zmarszczony przyjmował, drudzy — a tych było daleko więcej — biegli z błaganiem, ze strachem i argumentami przekonywującemi, że łagodność była konieczną.
Nie odpowiadał, ani się tłumaczył Zamojski.
Dla zmniejszenia nieco wrzawy przeciwko królowi i sobie, jeden tylko środek obmyślił, aby skłonić wdowę Wapowską do instygowania przeciwko zabójcy męża.
Pamiętnem było dobrze, z jaką wytrwałością, nie dozwalając pogrzebać zwłok mężowskich, Wapowska uparcie je na zamek do króla woziła, domagając się pomsty... Od tego czasu nie zrzucając żałoby, święta matrona cała oddana dzieciom i pobożności, na nabożeństwach, postach i dobrych uczynkach spędzała żywot sierocy, któremu pamięć męża przyświecała.
Zdawać się więc mogło kanclerzowi, że teraz, korzystając ze zręczności, przysłuży się i Wapowska do potępienia gwałtownika.
Ale była to prawdziwie święta niewiasta. Wielka jej boleść upłynęła ze łzami, miała czas ofiarować Bogu swe wdowieństwo, a teraz, gdy nieprzyjaciel leżał zwyciężony i pobity, nie chciała bezbronnemu zadawać ostatniego ciosu.
Przebaczała mu po chrześciańsku.
Odpowiedź jej na wezwanie Zamojskiego brzmiała, iż teraz już ona krzywdy swej dochodzić nie będzie i pomszczenie jej Bogu oddaje.