Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/031

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czeniu. — W Piekarach pani Włodkowa, piwnica dobra, kuchnia też... dziewczęta wesołe... naszemu panu jak u Boga za piecem, to i na cóż więcej... A kanclerz sobie niechaj z Bogiem na roczki do Krakowa pospiesza!!
Śmiejąc się, ruszyli ramionami.
— Tylko to bieda — dodał smutniejąc Drużyna — jeśli my jego nie weźmiemy, on nas może pochwycić, a naszemu panu... pod banicyą... Potrząsnął głową i nie dokończył.
Głos Borowskiego już się rozlegał:
— Żywo, na koń! do Piekar! żywo... żywo!!