Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom II.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ubłaganą mściwość, ostrzegł więc Wojtaszka, aby się wprzód dobrze zabezpieczył i opiekę sobie zapewnił, nimby przeciwko Samuelowi i Krzychnikowi wystąpił.
Ormianinowi i o to szło też, aby dom jego na zemstę nie był narażony. Ale już dalej lutniście czekać i ociągać się trudno było, postanowił przy pierwszej zręczności z niej korzystać.
Pora była, gdyż zjadłszy konia z rzędzikiem, potroszę sukien, które się zdawały zbyteczne, Wojtaszek już coraz musiał skromniej się posilać, a często wodą gasić pragnienie. Nawykłemu do zbytków u Samuela, życie to stawało się nieznośnem.
Właśnie o tym czasie wieści groźne chodzić zaczęły były, że się tatarowie wtargnąć na Podole zabierali; król więc i wojsko wysyłał i ciągle tędy od niego jeździli do niego z rozkazami jego urzędnicy i dowódzcy.
Z tatarami bowiem, choć poselstwami kosztownemi trapili króla, które podejmować i obdarzać musiano, nigdy pokoju być pewnym nie mógł Batory. Carzyków różnych było tylu, iż choć kilku pokój obiecywało, zawsze ich jeszcze zostało dosyć, aby znienacka wtargnąć i w jassyr ludzi uprowadzić. Baczność na nich być musiała nieustanną.
Nie było też niemal dnia, żeby ktoś z Krakowa do wojska na kresy ku Dzikim polom nie