Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom II.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ludzie, tyle tylko dojść mogli, że w istocie go widziano w mieście i na gościńcu, że nie zdawał się uchodzić, ani spieszyć, lutnię dobywał i grał i śpiewał, a ludzie mu się przysłuchiwali i zachwycali.
Tknęło coś Zborowskiego, aby listy Krzychnika przejrzał, czy są wszystkie. Zdało mu się, że żadnego nie brakowało. Odetchnął.
Do Krakowa do braci i do Piekar dał znać, aby, jeżeli się gdzie Wojtaszek pokaże, łaskawie się z nim obeszli i zatrzymywać się go starali. Ale o lutniście nigdzie nie było słychać.
Tęsknił za nim i gwałtowność swą sobie wyrzucał trochę Zborowski; wreście potrosze zabył. Miał zawsze nadzieję, że ten zbieg powróci.
Słuchu o nim nie było.
Zajęła też Zborowskich sprawa z Zamojskim, bo do niego się nateraz ograniczyli, tak gorąco, iż o wszystkiem innem zapomnieli.
Stanowczo napad na kanclerza był uchwalony. Nie kto inny go miał dokonać tylko Samuel ze swoimi ludźmi, gotowymi za nim w ogień i w wodę. Liczba potrzebna już się dopełniała.
Posłano do Knyszyna wyśledzić napewno, ilu i jakich, jak zbrojnych bierał z sobą ludzi hetman, gdy na przykład z Zamchu lub Knyszyna udawał się do Krakowa.
Wysłany na zwiady Boksicki przywiózł bardzo szczegółową wiadomość, z czego się dwór