Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom II.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wał jak bracia. Ta tylko była pomiędzy nimi różnica, że on milczał i malował się, a oni ustąpiwszy knowali i nieprzyjaciół zbierali, króla czyniąc tyranem nieznośnym.
Kasztelan gnieźnieński niczego się nie domyślał i o niczem nie wiedział.
Samuelowi nie starczyło podżeganie, przygotowywanie się, i jego powszednie zabawki, więc krążył ciągle niespokojny, zagrzać nigdzie miejsca nie mogąc, a często potajemnie do Włodkowej zajeżdżając, gdzie wesoło dni parę spędziwszy, szukał potem innych rozrywek.
To jego snucie się po kraju wszakże, na pozór niewinne, cel swój miało. Nigdy i nigdzie się nie pokazał Zborowski, żeby przeciwko królowi i Zamojskiemu nie próbował ludzi sobie jednać do kupy.
Ale mu się to teraz wcale nie powodziło. Wiedziano w kraju o tej przez Zborowskich wypowiedzianej Batoremu wojnie i o postanowieniu jego, najsurowszego odwetu. Nikt się na zemstę narażać nie chciał. Surowemi słowy zbywali go ci nawet, co mieli powody do żalu i niechęć w sercu.
Szczupłą bardzo mógł około siebie zebrać gromadkę takich jak Boksicki nieznaczących ludzi, lub znanych warchołów. Mało czyniąc tajemnicy z tych przejażdżek, często po miejskich gospodach publicznie głos podnosząc, a obrońców króla na-