Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom II.djvu/082

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A co? mości wojewodo, umalowaliście mnie z łaski swej przed królem J. Mością.
Na co Łaski poważnie odparł:
— Ja marnych słów nie lubię, a com rzekł, strzymuję zawsze; królowim rozmowę powtórzył i chciałem, aby was pozwać kazał, abym w oczy wam świadectwo to złożył.
— A król na to? — zapytał Zborowski.
— Król odparł: — Non est opus. To są jego słowa — rzekł Łaski. — Znam nadto panów Zborowskich, abym mógł o tem wątpić. Dziwiłbym się, gdyby inaczej myśleli.
— Ho! ho! — rozśmiał się Samuel. — Nie wierzę.
— Nie kłamię nigdy — dodał Łaski.
Zborowski odstąpił krok i zapytał.
— A cóż wam dał za to?
— Nic mi za to nie dał, bom nie dlatego powiedział mu, aby mi co za to miał dawać, ale z powinności mej jako poddany i wojewoda.
Samuelowi zrobiło się przykro, ale butno ramionami strząsnął.
— Będą-li mnie badać, zaprę się jako żywo.
Na co Łaski zimno odparł.
— Pan Bóg nas sprawiedliwie nietylko z czynów, ale i ze słów sądzić będzie.
Poszło to mimo uszów Zborowskiemu i zamruczał tylko:
— Nie wierzę, abyś to miał mówić.