Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom II.djvu/057

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dełkiem, ubierała i rozbierała, a że miała do posług dziewcząt kilka, z niemi odgrywała rolę pani. Piękną była w istocie i ta piękność jej nawet nierozjaśniona iskierką rozumu, uderzała swą regularnością i wdziękiem. Motruna usiłując się uczynić piękniejszą jeszcze, psuła raczej niż podnosiła wdzięk, jakim ją obdarzyła natura.
Samuel choć w początku się do niej namiętnie przywiązał, później kosztem jej się zabawiał już, i niekiedy niemiłosiernie nad nią znęcał. Bawiły go nawet łzy, gdy bywał znudzony.
W jednym dworze, pod tym samym dachem, tygodniami i miesiącami siedząc Motrunka i Anusia prowadziły z sobą wojnę. Córce naturalnie ojciec dawał pierwszeństwo, lecz niekiedy i Motruna swe dnie miała szczęśliwe...
Do dworu pana Samuela, oprócz tych dwu kobiet i ich licznego fraucymeru, należała niejaka Żabikowska, średnich lat kobieta, niegdyś za młodu ulubienica pana, teraz sługa córki i zarządzająca domem, baba ogromnego wzrostu, teraz już z małym wąsikiem na wardze, niegdyś piękna, śmiała, wyszczekana, chciwa i przewrotna. Tej obowiązkiem było służyć Anusi, której ona cierpieć nie mogła.
Wojna więc niewieścia była tu nieustającą, w której Anna zawsze dotąd górę brała.
Piękność jej z dojrzewaniem coraz się stawała