Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom II.djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

opowiadano, bo głośną jest. Wszakci się starał Krzysztof o siostrę hospodara wołoskiego, który mu jej dać nie chciał, a potem mszcząc się na hospodarze, pochwycił go zdradą w niewolę i póty więzionego na zamku Zborowscy go trzymali, aż znaczny bardzo okup z niego wzięli, równający się posagowi odmówionej hospodarównej.
Rozśmiał się król.
— A! stare to są dzieje! — rzekł Zamojski — u Zborowskich pieniądze topnieją prędko. Od tej pory już mieli czas i wołoską sumę strawić i od cesarza wymódz co tylko mogli... i od moskiewskiego dostać zadatek, a z tego wszystkiego nie pozostało śladu. Jeszcze się coś trzyma przy Andrzeju, jeszcze po matce dzieci Samuela dobra mają, choć zadłużone, a Krzysztof pono nie ma nic, tylko to, co u kogo wyłudzi. Cesarz mu pewno jurgielt płaci, niedarmo się jego radą nazywa, ale to nie starczy. Chciwy jest i rozrzutny.
— Sameś rzekł — odparł żywo Batory. — Z takiego człowieka pożytek wątpliwy, a woru dziurawego nie napchać. Więc gdybyśmy z nim nawet zgodę mogli pozyskać, nie warta ona tego co będzie kosztowała. Zdradzi nas temu, kto da więcej.
— Oko na niego mieć będziemy, a bracia nam pomogą — dodał Zamojski. — Czasu wojny i Samuelby się nam przydał, żołnierz mężny, choć