Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jeszcze wyobrażał sobie, iż na dwu stołkach wysiedzi i za takiego jak bracia nieprzyjaciela zdeklarowanego liczonym nie będzie; w tem się mylił, bo jego i politykę, jaką zachowywał, znano dobrze. Krzysztof niemający nic do stracenia, niemal codzień do Piekar jeździł i tam woził, co pochwycił na bruku, a nawzajem dostawał języka o Samuelu, który i wrzekomo i na oko, aby ludzi zwieść (choć nikt w to nie wierzył) do Włoch się wybierał, zkąd już wcale powracać nie miał, jeżeliby się w Polsce rzeczy nie zmieniły.
Rozgłaszał to i p. Krzysztof ostentacyjnie, aby pokryć przygotowania, które ciągle czyniono, nawet czasu tych weselnych przyborów.
W Krakowie jednak przekonał się rychło podczaszy, że na teraz nic ani myśleć było przedsiębrać.
Szczęście pana hetmana, powodzenie królewskie w sprawie z Moskwą, w której po raz pierwszy oddawna, Batory silniejszym się okazał i groźnym, jak z jednej strony nieprzyjaciół budziło, tak z drugiej wielu nawracało, bo widzieli, że bezsilne ich pokuszenia przeciwko rozumowi i szczęściu Zamojskiego nic nie zdołają.
Drażniło go to niepomiernie, iż u wielu z tych, co dawniej na wilcze zęby wykrzykiwali i odgrażali się a „Nigrum Concilium“ Zamojskiego w błocie tarzali — teraz z pohamowaniem o jednym,