Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dowieść, że nic złego nie zamierzał, ani się obawiał o siebie i ukrywać myślał.
Gdy go drudzy zapytywali, czyli Zborowscy też obok innych nie myślą królowi i hetmanowi zalecić się tem, ażeby albo w turnieju czasu wesela, lub w maszkarach i popisach udział wzięli, odpowiadał marszałek.
— Dobrze to drugim czynić, co mają z czego, bo im król jurgieltu i starostw nie skąpi. Gdybyśmy Knyszyn mieli albo choć co mniejszego... A no zubożeliśmy i tak na usługach rzeczypospolitej, kasztelan Gdańsk królowi przywrócił, a co mu z tego przyszło? Będziemy się onym cudom przypatrywali ochotnie, dziwili i w ręce klaskali, ale my się do nich nie przyczynimy.
Marszałek i na zamek i do królowej chadzał, choć nigdzie miru wielkiego nie miał, wystrzegano go się i niedowierzano. Choć więc przy królowej Annie było wielu, co do króla i Zamojskiego za nią żal mieli, nikt z panem Andrzejem się nie chciał wiązać, ani mu z tem wydawać.
Krzysztof we dnie tak jak nie pokazywał się wcale i urzędownie z bytnością swą w mieście nie występował. Do tych, z którymi znajomym był dawniej, wieczorami chodził lub w takich godzinach, aby się u nich nie spotykał z innymi. Wymykał się z Franciszkańskiej ulicy o mroku, niepostrzeżony, i albo sam, lub z jednym sługą po mieście błądził. Ale miał tu swoich, co mu do